Jan Krenz we wspomnieniach prof. Kazimierza Wiłkomirskiego

Jan Krenz jest pierwszym absolwentem dyrygentury w Akademii Muzycznej w Łodzi (dawniej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej). Studiował ją w latach 1945–47* pod kierunkiem prof. Kazimierza Wiłkomirskiego, pierwszego rektora łódzkiej uczelni muzycznej i – zgodnie ze wspomnieniami Profesora – był jego wyjątkowym uczniem. W opublikowanych pamiętnikach Kazimierza Wiłkomirskiego pt. Wspomnień ciąg dalszy (PWM 1980, s. 37–39) czytamy:

Wyjątkowe miejsce wśród moich uczniów na przestrzeni wielu dziesiątków lat pracy pedagogicznej zajmuje Jan Krenz. Szczegółów dotyczących początków jego studiów muzycznych, jak i pierwszych kilkunastu lat jego wspaniałej światowej kariery mogą się Czytelnicy dowiedzieć z monografii wydanej nakładem Polskiego Wydawnictwa Muzycznego. Wspomnę tu jedynie o przebiegu naszej wspólnej pracy w łódzkiej PWSM. […]

Postępy Krenza były zdumiewająco szybkie. Moje wskazówki chwytał w lot, nie tylko rozszerzając swoje horyzonty artystyczne, powiększając zasób środków ekspresji, wzbogacając i doskonaląc technikę ruchów, ale równocześnie przyswajając sobie nieodzowne wiadomości z dziedziny techniki instrumentów orkiestrowych i – co bardzo ważne – metod pracy z orkiestrą. Oczywiście ogromnym ułatwieniem dla mnie był daleko już wówczas posunięty ogólny rozwój muzyczny Krenza pod kierunkiem takich pedagogów, jak Drzewiecki (fortepian) i Sikorski (kompozycja).

Po paru miesiącach (czy może nawet tygodniach) lekcji powierzyłem Jasiowi poprowadzenie próby uczelnianej orkiestry. Byłem zdumiony trafnością i jasnością wskazówek, celowością i doskonałą organizacją pracy z młodym zespołem.

Na popisach studenckich Krenz dyrygował zarówno orkiestrą PWSM, jak i orkiestrą Filharmonii Łódzkiej. Wykonał m.in. Concerto grosso Corellego, Koncert na dwoje skrzypiec i orkiestrę smyczkową J. S. Bacha (soliści: Wandzia i Hodor**), Eine kleine Nachtmusik i fragmenty Requiem Mozarta (z udziałem chóru Średniej i Wyższej Szkoły Muzycznej). Miał też – jeszcze będąc studentem – kilka występów poza uczelnią. Wiosną 1946 podczas mojej nieobecności w Łodzi zastąpił na koncercie symfonicznym chorego Zdzisława Górzyńskiego, prowadząc m. in. pierwsze wykonanie Koncertu fortepianowego Szeligowskiego ze Stanisławem Szpinalskim jako solistą. W następnym sezonie dyrygował koncertem symfonicznym Filharmonii Krakowskiej (w programie była m.in. IV Symfonia Głazunowa), a także koncertem założonej przez Witolda Rowickiego orkiestry symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach; solistką była moja siostra Maria***, która wykonała Koncert fortepianowy Ravela.

Z końcem roku akademickiego 1946/47, a więc po 2,5 latach studiów, uznałem Krenza za dojrzałego do egzaminu dyplomowego z dyrygentury. Pamiętam dobrze jego koncert dyplomowy w Filharmonii Łódzkiej. Był to niedzielny poranek poprzedzony jedną tylko próbą. jako solistki wystąpiły dyplomantki tego samego roku: Zofia Vogtman z klasy mojej siostry Marii i Wandzia z klasy Dubiskiej. Program zawierał poemat symfoniczny Step Noskowskiego, Koncert fortepianowy f-moll Chopina, Koncert skrzypcowy Karłowicza i Uwerturę Krenza. Byłem – rzecz jasna – na całej próbie, ale ani razu nie musiałem interweniować. W pewnej chwili weszła na salę Dubiska: uważała za konieczne asystować przy próbie Koncertu Karłowicza. Krenz opracowywał właśnie Step. Po kilkunastu minutach Irena powiedziała do mnie:
— No, mogę już iść do domu, nie jestem tu wcale potrzebna. On sobie radzi jak dojrzały, doświadczony dyrygent.
Trzeba znać Dubiską, jej sumienność, dociekliwość, bezkompromisowość, jej wysokie wymagania, gdy chodzi o wykonawstwo muzyczne, aby docenić znaczenie tej wypowiedzi.

Podobny fakt miał miejsce jeszcze wcześniej w Krakowie, kiedy to Bierdiajew, będący wówczas dyrektorem tamtejszej Filharmonii, przyszedł na pierwszą próbę Krenza, aby w razie potrzeby wzmocnić pozycję 20-letniego debiutanta swoim potężnym autorytetem. Po upływie kwadransa „dziadzio” opuścił salę: stwierdził – jak mi sam powiedział – że nie tylko jego pomoc, ale obecność była zupełnie zbyteczna.

Kim jest Krenz dzisiaj – wiemy wszyscy. Uczeń zdystansował „mistrza” pod każdym względem. Zanim to jednak nastąpiło zdążyłem otrzymać od Jasia list, pisany w sezonie 1947/48, kiedy zajmował on pierwsze w życiu stanowisko – II dyrygenta nowo powstałej Filharmonii Poznańskiej. Przechowuję ten list jako jedną z najcenniejszych pamiątek, a zarazem jako dokument, który mógłby zainteresować biografów wielkiego artysty Jana Krenza.
 

    * W 1947 r. studia w łódzkiej Akademii ukończyli Wanda Wiłkomirska i Franciszek Wesołowski
  ** Wanda Wiłkomirska i Zenon Hodor
*** Maria Wiłkomirska